Iluzja jest słodka i atrakcyjna. Ekscytuje nas i porusza emocje.
Przedmiot iluzji postrzegany jest jako coś bardzo cennego i tak
pociągający, że silnie motywuje nas do działania.
Iluzja daje poczucie, że nasza wewnętrzna tęsknota może wreszcie być spełniona.
Tęsknota
ta, pochodzi z dziecięcej części naszej psychiki, która łudzi się, że
to, czego tak bardzo nam kiedyś brakowało i brakuje, teraz w magiczny
sposób zostanie spełnione. W końcu zostaniemy uznani, docenieni,
ukochani, wywyższeni, czy zbawieni… Ale, jak to mówił mój przyjaciel,
„czego za młodu się nie najadłeś, teraz się nie naliżesz”. Mimo
pozorów, prowadzi zawsze do niespełnienia i bólu. To kolorowy,
atrakcyjny obraz, który nie tylko przesłania i koloryzuje rzeczywistość,
ale pozwala nie patrzeć na to, co postrzegamy jako trudne. Trudne na
zewnątrz i w nas samych.

.
Jednakże, zanim potępimy wszystkie nasze iluzje, chcę powiedzieć kilka ważnych rzeczy na jej obronę.
Pierwsza – iluzja jest naturalnym sposobem uproszczonego, dziecięcego opisu świata przez dziecko, zwykłym etapem rozwoju psychiki i jako taka, jest cenna i potrzebna. Właśnie przez nią w pewnym momencie życia opisujemy i poznajemy świat. Dzieci i młodzi ludzie mają wyobrażenie, że są w pewien sposób nieśmiertelni, a ich możliwości nie ograniczone. I to daje im niezwykłą siłę wkraczania w życie.
Druga – Iluzje bywają piękne. Zakochanie. Z punktu widzenia życia, jest to niezwykła siła łącząca ludzi w pary i służąca przedłużeniu gatunku. Zakochanie jest jak wyrzutnia dla rakiety, która zamierza wejść na orbitę. Kiedy zakochanie mija, konfrontujemy się z nagą rzeczywistością. Ale więź jest już stworzona. I, jeśli się wszystko uda, powstaje przestrzeń na zbudowanie dojrzałej, realnej miłości. Hellinger powiedział kiedyś, że „prawdziwa miłość jest dopiero od drugiego spojrzenia”.
Po trzecie – jest tzw. mechanizmem obronnym, który umożliwia nam przeżycie. Na przykład dziecko, które jest w jakiś sposób niewidziane i niekochane przez rodziców, tworzy sobie świat, w którym istnieje ktoś, dla kogo jest ważne i kto je kocha. Dzięki temu radzi sobie z bólem, zachowuje swą integralność i może się dalej rozwijać…
Jednak „każdy dzisiejszy problem, był kiedyś rozwiązaniem.” W pewnym momencie trwanie w iluzji staje się coraz bardziej problematyczne. Zamiast umożliwiać – ogranicza. Wtedy przychodzi czas, by porzucić iluzje – tak jak rosnący wąż zrzuca skórę. Czasami odbywa się to naturalnie i płynnie. Ale niekiedy staje się to trudne i bolesne. Z niektórymi iluzjami możemy borykać się przez całe życie.
Siła iluzji potrafi być bardzo duża. Samo uświadomienie sobie swej iluzji, jest ważne, ale nie wystarczające. Potrzebna jest wewnętrzna decyzja o jej odrzuceniu. I zmierzeniu się z tym, co po drugiej stronie. Często dopiero cierpienie, które iluzja wywołuje, ostatecznie motywuje nas do zmiany.
Porzucanie
iluzji nie dotyczy tylko zmiany postrzegania siebie i świata, ale
przede wszystkim jest związane z poziomem tożsamości – czyli tego, kim
jesteśmy, kim się czujemy. Jest to proces dojrzewania i nabywania
dorosłości .
Na czym on polega? Najkrócej:
– na konfrontacji z rzeczywistością i jednoczesnym pożegnaniu się ze swymi wyobrażeniami.
– zgodzeniu się na to, co jest
–
oparciu się na dorosłej, dojrzałej części siebie. Wcześniej cześć ta
była słaba, a największe wpływy miała dziecięca cześć przywiązana do
iluzji.
Taka zmiana wymaga przekroczenia siebie – stania się
kimś więcej, niż wcześniej. Przechodząc przez nią często mierzymy się z
poczuciem straty, smutku i samotności. Rezygnujemy z tego, co znane, na
rzecz nieznanego.
Bert Hellinger napisał kiedyś, że „przejście od miłości ślepej do miłości dorosłej jest aktem duchowym.”
Co zyskujemy? Paradoks polega na tym, że prawdziwy skarb może być wtedy odkryty, gdy porzucimy iluzje…
* * *
OPOWIEŚĆ Z KRETY
Żył
kiedyś na Krecie pewien stary człowiek, który kochał swoją cza¬rowną
wyspę miłością szczerą i głęboką. Kiedy poczuł, że zbliża się śmierć,
poprosił dzieci, żeby przeniosły go z domu do ogrodu i tam położyły.
Zanim wydał ostatnie tchnienie, drżącą ręką chwycił grudkę ziemi i umarł
szczęśliwy.
Gdy stanął przed bramą niebios, pojawił się siwobrody Bóg, by go powitać.
–
Witaj! Byłeś dobrym człowiekiem! Wejdź i raduj się. Gdy starzec zrobił
krok w kierunku bramy, Bóg rzekł: – Proszę, zostaw ziemię.
– Nigdy! – odparł człowiek, cofając się. – Nigdy!
Bóg
odszedł zasmucony, pozostawiając człowieka za bramą. Mi¬nęło kilka
wieków i pojawił się znowu. Tym razem przyjął postać starego kompana od
kieliszka. Popili, pogadali.
– No dobrze, a teraz, przyjacielu, czas wejść do nieba. Chodźmy! – powiedział Bóg.
Poszli, lecz przed bramą Bóg znowu poprosił człowieka o pozosta¬wienie ziemi, a człowiek znowu odmówił.
Minęły wieki i Bóg ukazał się ponownie w postaci rozkosznej wnu¬czki.
–
Och, dziadziusiu – zaszczebiotała dziewczynka – tak bym chciała się z
tobą pobawić. Wszyscy tam za tobą tęsknimy. Wejdź ze mną, proszę.
Człowiek
skinął głową, a wnuczka pomagała mu iść, ponieważ przez ten czas
naprawdę mocno się zestarzał. Artretyzm dokuczał mu tak bardzo, że prawą
rękę z rodzinną ziemią musiał podtrzymywać lewą. Ruszyli razem w
kierunku bram niebieskich i wtedy starzec zupełnie już opadł z sił.
Słabe, kościste dłonie zwolniły uścisk i ziemia przesypała się przez
palce. Wtedy przestąpił bramy nieba. Jego oczom ukazała się ukochana
wyspa.
Z William J. Bausch: Storytelling:
Imagination and Faith.
Mystic (LTSA),
Twenty¬-third Publications 1984, ss. 127-128.
tlumaczenie Agata Szewczyk
===================
🍀 PSYCHOTERAPIA
🍀USTAWIENIA SYSTEMOWE
(Warszawa, terapia ON-LINE)
Dzień Dobry
Jeśli:
Potrzebujesz wsparcia
Rozmowy,
konsultacji
Jesteś zainteresowana/y psychoterapią
… mogę Ci pomóc
501 732 110;
info@martinwalczak.pl
martinwalczak pl
Zapraszam 🙂
(foto: internet. Dziękuję)