Żył kiedyś na Krecie pewien stary człowiek, który kochał swoją czarowną wyspę miłością szczerą i głęboką. Kiedy poczuł, że zbliża się śmierć, poprosił dzieci, żeby przeniosły go z domu do ogrodu i tam położyły. Zanim wydał ostatnie tchnienie, drżącą ręką chwycił grudkę ziemi i umarł szczęśliwy.
Gdy stanął przed bramą niebios, pojawił się siwobrody Bóg, by go powitać.
– Witaj! Byłeś dobrym człowiekiem! Wejdź i raduj się. Gdy starzec zrobił krok w kierunku bramy, Bóg rzekł: – Proszę, zostaw ziemię.
– Nigdy! – odparł człowiek, cofając się. – Nigdy!
Bóg odszedł zasmucony, pozostawiając człowieka za bramą. Minęło kilka wieków i pojawił się znowu. Tym razem przyjął postać starego kompana od kieliszka. Popili, pogadali.
– No dobrze, a teraz, przyjacielu, czas wejść do nieba. Chodźmy! – powiedział Bóg.
Poszli, lecz przed bramą Bóg znowu poprosił człowieka o pozostawienie ziemi, a człowiek znowu odmówił.
Minęły wieki i Bóg ukazał się ponownie w postaci rozkosznej wnuczki.
– Och, dziadziusiu – zaszczebiotała dziewczynka – tak bym chciała się z tobą pobawić. Wszyscy tam za tobą tęsknimy. Wejdź ze mną, proszę.
Człowiek skinął głową, a wnuczka pomagała mu iść, ponieważ przez ten czas naprawdę mocno się zestarzał. Artretyzm dokuczał mu tak bardzo, że prawą rękę z rodzinną ziemią musiał podtrzymywać lewą. Ruszyli razem w kierunku bram niebieskich i wtedy starzec zupełnie już opadł z sił. Słabe, kościste dłonie zwolniły uścisk i ziemia przesypała się przez palce. Wtedy przestąpił bramy nieba. Jego oczom ukazała się ukochana wyspa.
Z William J. Bausch: Storytelling: Imagination and Faith.
tłumaczenie Agata Szewczyk
zdjęcie Joop Lieverse (dziękuję)