Życie nie rozpieszcza. Czasami jest miło, ale czasami boli tak, że mamy dość. Wtedy chcemy zmiany. W pierwszym odruchu zazwyczaj pragniemy, aby na zewnątrz coś się zmieniło.
Ale jeśli ma to być zmiana w nas, to – im dłużej żyję, tym częściej myślę że:
Bez zgody na siebie, bez pogodzenia się z przeszłością wraz z tym, co trudne, a nawet czasami traumatyczne – pełna zmiana w nas nie jest możliwa. Never ever 🙂
(Pamiętam jak w latach dziewięćdziesiątych uczyłem się NLP (Neurolingwistycznego Programowania). Pracowaliśmy nad zmianą ograniczających przekonań, w stylu: „jestem do niczego”, „nigdy mi się nie uda” itd. Wracaliśmy do przeszłości do zdarzenia, gdzie to przekonanie miało się narodzić. I za pomocą różnych metod mieliśmy wpłynąć na postrzeganie tego przeszłego momentu tak, by zmieniło się nasze przekonanie. – taka NLP-owska technika. Jednakże, nasza trenerka Annegret Hallanzy, mówiła nam, że aby to zadziałało, musi pojawić się w nas pogodzenie z tamtym trudnym zdarzeniem. Wewnętrzna zgoda, że ono zaistniało. Bez pogodzenia zmiana nie była możliwa.)
Ale może jednak nie?
Może jednocześnie jest też tak, że zmiana pojawia się z niezgody na to, co jest? Z uczucia, że mamy wreszcie dosyć i chcemy nowego. Palimy mosty i idziemy do przodu, mimo że do końca nie jesteśmy pewni, co spotkamy po drugiej stronie.
A może jeszcze inaczej. Najgłębsze zmiany wymusza samo życie przez to co niesie i to co zabiera?
A Wy co na ten temat myślicie?
zdjęcie: z internetu (dziękuję 🙂 )